środa, 3 czerwca 2015

Rozdział.1.

*Calum* 

-Hood, idioto! - krzyknął Hemmo próbując opanować sytuacje. - Jeżeli robisz popcorn w tej zasranej mikrofalówce, to przy niej stój!
-Ej, odczep się! - zacząłem się bronić. - Jak Tobie się chce sikać, to kolejka do łazienki od razu jest wolna. 
-Ale nie robię popcornu i to w dodatku z karmelem! Hood, Ty serio jesteś tak tępy?! Mówiąc "karmel" miałem na myśli taki, który od razu jest dodany do paczki, a nie, że ty sobie go kupujesz osobno i dajesz do urządzenia. 
-Powiedziałeś karmel, nie mówiłeś jaki miałeś na myśli. Obaj jesteśmy winni. - uśmiechnąłem się szeroko, na co chłopak zrobił zabójcze spojrzenie. Ups, chyba się wkurzył. 

O to jak wygląda codzienność Hooda. Calum to, Calum tamto, Calum siamto. Ja przynajmniej mam najlepsze ciałko. Mike zapewne siedzi w pokoju, gra na konsoli i żre pizze. Irwin? Hmm, on może siedzieć w sali muzycznej. Nie żebyśmy mięli jakiś wielki dom. Jest skromny, ale z jednego niepotrzebnego pokoju stworzyliśmy raj. 

Idę w stronę pokoju Clifforda. Bez pukania wchodzę, a ten co? Wcina sobie Peperoni i gra w "Call Of Duty 3". Nie zawołał mnie, obraza majestatu.
-Oo, stary! - zaczął plując resztkami z jego ust. - Grasz? 
-No w sumie. 
Dosiadłem się do przyjaciela i zaczęliśmy grę. Oczywiście jak to Hood, zawsze najlepszy. I skromny. 
-Chcesz coś jeszcze dodać, Cliffordziku? - uśmiechnąłem się cwaniacko.
-Wal się Hood. 
Do pokoju weszła reszta naszych domowników.
-Zgromadzenie? Co tym razem zrobiłeś? - Mike skierował do mnie pytanie. Czy zawsze jak jest zgromadzenie musimy rozmawiać o moich "sukcesach" kulinarnych?
-To nie tym razem o nim. - odparł Luke.
Mają szczęście.
-Skoro mamy czas wolny, żadnych koncertów, nagrywań w studio wybierzmy się na jakąś mega imprezę? - zaproponował Ash.
-Świetny pomysł, tylko musi być jedna osoba o zdrowym umyśle. - odparłem.
-Na pewno nie będziesz nią Ty. Od razu po wejściu do klubu będziesz po skończonych trzech drinkach. 
-Dlaczego to ja muszę być tym idiotą w rodzinie? Zobaczycie, jeszcze będziecie mnie błagali o pomoc.
-To sobie poczekamy. - wszyscy parsknęli śmiechem. Ciekawe kto się będzie śmiał ostatni. 
-Dobra, za dwadzieścia minut jedziemy do "Bitch Club". - poinformował nas blondasek i wszyscy się rozeszli.

*Luke*

Wychodzi na to, że to ja ZNOWU będę musiał być tym stanowczym i poważnym. Żeśmy się dobrali idealnie. Ale bez nich nie byłoby tego pięknego świata. Jak to nas uważają. Ja to ten poważny, który robi za opiekunkę, Ashton to romantyk, Mike chłopak do zabaw, oczywiście nie takich, że no.., a Calum? Udaje trzepniętego. Może dzięki temu nie przejmuje się problemami? Chociaż czasami jest bardzo denerwujący. Każdy z nas ma trochę stateczności, głupoty, romantyzmu i nie obejdzie się bez uroku osobistego. Tak, także skromności. Jesteśmy identyczni.  

-Wyczekująca godzina wybiła. - krzyknął Hood schodzący ze schodów. - Drogie panie szykujcie się.. Gdzie sosy, tam i nachosy! 

Tak, właśnie tak.

___________________________________________



No i pojawił się pierwszy rozdział. Jak oceniacie, nudny? Może nie wygląda zachęcająco, ale mam wielkie plany wobec dalszego przebiegu wydarzeń. 

wtorek, 2 czerwca 2015

Prolog

Wszystko jest idealne. Bawią się. Robią to, na co czekali całe życie. Realizują swoje marzenia. Lecz nie będzie bajki do końca. Postaram się wszystko zepsuć. Zniszczyć tak, jak oni zniszczyli mnie. Nigdy nie chciałam się tak zemścić. No cóż, człowiek po jakimś czasie się zmienia. Tak, dokładnie zmienia. W moim przypadku chodzi też o wygląd. Kamuflaż. Zorientują się, że ja to ja? Od dziś nie nazywam się Loren Smith, tylko Ashley Greene.
Zmiana jest i zmiana nadchodzi. Przygotujcie się chłopcy..

__________________________

Mój pierwszy blog z opowiadaniem o 5 Seconds Of Summer! Myślicie, że dam radę? Taak, oczywiście, że dam. Co Loren, znaczy.. Ashley zrobi? Jak myślicie? Oczywiście tego dowiecie się w swoim czasie